piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 4


Nie mogę uwierzyć ,że naprawdę jestem wolna. Kiedy wyszłam na dwór poczułam powiew świeżego powietrza  i krople deszczu spadające z nieba. Nie chciałam być wolna, chciałam umrzeć, ale teraz kiedy tutaj stoję już sama nie wiem czego tak naprawdę pragnę.Wolność jest za razem podniecająca i okropna, przyciąga cię do siebie, a kiedy ją tracisz, tracisz wszystko.Tylko, że mi i tak nie pozostało już nic. Rozłożyłam ręce i kręciłam się w kółko łapiąc krople deszczu swoim ciałem. Czułam się jak mała dziewczynka, która pierwszy raz czuje deszcz. Spojrzałam w stronę Justina, patrzył się na mnie i uśmiechał się. Był cholernie przystojny i pewnie nie jedna nastolatka już dawno rzuciłaby mu się na szyję, ale nie ja. Ja nie potrafię już kochać. Poszłam w jego kierunku, a on otworzył mi drzwi i pokazał żebym usiadła.

- Powinniśmy kupić ci jakieś ubrania - powiedział nagle, spoglądając w moją stronę.

- Nic nie potrzebuję, przyzwyczaiłam się do chodzenia w tym - odpowiedziałam nieśmiało i spojrzałam na swoje szpitalne ubranie.

-Daj spokój, nie możesz cały czas chodzić w tym ubraniu, a ja z miłą chęcią kupię ci coś do ubrania.

- W porządku - odwróciłam głowę w stronę okna.

- Wszystko okej ? - spojrzał w moją stronę.

Kiwnęłam tylko głową i dalej spoglądałam w okno. Był dla mnie taki miły, ale nie wiedziałam czemu. Jestem dla niego nikim, a jednak postarał się żeby mnie stamtąd wyciągnąć mimo,że tego pragnęłam  nie chciałam. Ktoś taki jak on nigdy nie przejął by się kimś takim jak ja. Dla niego byłam tylko obłąkaną dziewczyną, która nie wie nic o normalnym życiu. Chociaż wiem więcej niż oni wszyscy.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział przerywając panującą ciszę.

Ogromny szklany budynek stał naprzeciwko mnie, musiałam naprawdę wysoko podnieść głowę, żeby objąć go wzrokiem. Poszłam za Justinem do środka. Marmurowe podłogi i białe ściany zrobiły na mnie ogromne wrażenie . W ogromnym holu stały dwie czarne kanapy na przeciwko siebie. Siedzieli na nich jacyś bogaci faceci w garniturach i popijali whisky. Kiedy weszłam dziwnie na mnie spojrzeli. Nic dziwnego nie byłam umyta a mój strój nie był codzienny. Justin nie zareagował tylko wziął mnie za rękę i zaprowadził do windy. Jego mieszkanie było na ostatnim piętrze. Wystrój był wspaniały. Biało - czarny, ale nie smutny, wręcz przeciwnie obrazy na ścianie dodawały mu przytulnego klimatu. Poniekąd przypominał mi mój stary dom.

- Tam jest łazienka - wskazał na drzwi obok mnie, możesz się wykąpać, lub po prostu z niej skorzystać - powiedział i podał mi ręczniki.

- Dziękuję - odpowiedziałam i poszłam w jej kierunku.

Łazienka była ogromna. Po środku stał wielki wanno-prysznic z hydromasażem. Płytki były białe, a ściany czarne. Wszędzie było pełno lamp, które oświetlały całość. Rozebrałam ubranie i nalałam wody do wanny, nie mogłam się powstrzymać i dolałam również płynu o zapachu wanilii, który przecudownie pachniał. Kiedy zanurzyłam się w wodzie poczułam jak całe powietrze ze mnie uchodzi. Mogłabym tak leżeć bez końca obtulona przez waniliową pianę. To wszystko było tak cudowne, a równocześnie przytłaczające, że kilka dni temu kąpałam się w brudnym prysznicu, a teraz leżę tutaj w mieszkaniu chłopaka, którego wcale nie znam. Umyłam dokładnie włosy i wyszorowałam twarz. Kiedy wyszłam z wanny miałam ochotę co chwilę wąchać swoje nagie ciało. Spojrzałam w lustro, które stało oparte o ścianę. Byłam strasznie wychodzona, a na moim ciele było mnóstwo blizn, które przypominały mi o bólu który przeszłam. Pod oczami miałam wielkie, sine wory, a moje usta były poszarpane i wyblakłe. Sięgnęłam po ubranie i włożyłam je na siebie. Rozczesałam włosy i wróciłam do Justina ,który siedział przy stole w jadalni.

- Mam nadzieję, że jesteś głodna - powiedział do mnie z uśmiechem.

Tak dawno nic nie jadłam. Mogłabym zjeść wszystko byleby tylko nie było to siwą, śmierdząca papką, którą kazali mi jeść w szpitalu. 

- Oczywiście - powiedziałam i usiadłam naprzeciwko niego.

Na talerzu był ryż i warzywa oraz kawałek kurczaka, całość była polana sosem, spróbowałam kęs, było przepyszne. Zjadłam wszystko tak szybko, że posmutniałam kiedy zobaczyłam, że talerz jest już pusty. Justin widocznie to zauważył bo momentalnie wziął mój talerz i dołożył mi jedzenia. Spojrzałam w jego kierunku i zebrałam się na lekki uśmiech.

- Dziękuję - powiedziałam cicho.

- Nie ma za co, cieszę się, że ci smakuje - powiedział i położył talerz z dokładką na stole.

Ten chłopak, ten cudowny chłopak , zaskakiwał mnie i intrygował jednocześnie. Nie mogłam przestać mu się przyglądać. 

- Nie boisz się ? - powiedziałam wciąż szepcząc.

-Czego ?

- Że się zabiję.

- Nie zrobisz tego.

- Dlaczego tak sądzisz ?

- Bo będziesz tak zakochana w tym życiu, które zamierzam ci dać, że zapomnisz co to znaczy cierpieć, zapomnisz, że kiedykolwiek pragnęłaś śmierci. Obiecuję ci to. 

Kiedy to powiedział postanowiłam nic nie odpowiadać. Nie znał mnie, a jednak miałam  nadzieję bałam się, że okaże się to prawdą.Chciałam śmierci, a jednak cholernie się jej bałam. 

- Chodź pokaże ci gdzie będziesz spać - powiedział i pociągnął mnie ze sobą.

Mój pokój   Pokój gościnny znajdował się na górze. Był w takim samym stylu co reszta mieszkania, czarno białe ściany, na środku stało podwójne łóżko, a po lewej stronie stała duża biała szafa.Podeszłam bliżej i dotknęłam białej pościeli. Była taka delikatna i miękka, że aż chciało się w niej zatopić i zasnąć.

- Jeżeli jesteś zmęczona to możesz się położyć - powiedział do mnie.

- W porządku, nie chce mi się spać, nie umiałabym zasnąć.

- W takim razie może pojedziemy na zakupy ? - powiedział, a ja kiwnęłam głową i poszłam za nim.

Znów jechaliśmy jego autem. Tym razem włączył radio. Leciała piosenka The Beatles Imagine, którą słuchałam jako dziecko. Zamknęła oczy i wyobraziłam sobie jakby wyglądałoby moje życie gdyby nie śmierć rodziców. Na samą myśl o tym poczułam lekki skurcz żołądka.

- Powiesz mi coś o sobie, co lubisz robić ? - zapytał.


-Jako dziecko lubiłam chodzić na plażę, kiedy byłam mała rodzice często mnie tam zabierali . Kąpaliśmy się w morzu i puszczaliśmy latawiec - powiedziałam i na samą myśl o tym przypomniał mi się mój sen. 

Nigdy nie pojedziemy już razem na plażę, nie wykąpiemy się w morzu, nie puścimy latawca.

- Ja też lubiłem jeździć na plażę z rodzicami jako dziecko - powiedział.

-Dlaczego już tego nie robisz ? - zapytałam.

- Dorosłem, a moi rodzice mają inne sprawy na głowie, firmę, interesy, nie pamiętam kiedy ostatni raz robiliśmy coś razem -  odpowiedział z rozczarowaniem w głosie.

-Powinieneś wykorzystać każdy moment z nimi.- powiedziałam.

Oddałabym wszystko żeby jeszcze raz móc zrobić coś z moimi rodzicami. On mógł, a mimo to tego nie wykorzystywał. Nie wiedział jak wiele traci. Nikt nie wie dopóki nie przeżyje tego co ja.

- Wiem, ale naprawdę nie wiesz jacy oni są - powiedział.

-Są twoimi rodzicami - odpowiedziałam,a on spojrzał na mnie i widziałam w jego oczach, że zrozumiał to co powiedziałam.Kochał swoich rodziców bez względu na to jacy byli, nie wątpiłam w to.

-Jesteśmy na miejscu - powiedział i otworzył mi drzwi żebym mogła wysiąść.

Spojrzałam na szyldy sklepów : Gucci, Prada, Chanel, LV. Może i byłam zamknięta przez wiele czasu, ale dobrze wiedziałam jak drogie są te sklepy, moja mama kochała zakupy. Miała wspaniały styl i kochała Chanel . Kiedyś tata kupił jej torebkę z tej firmy. Traktowała ją jak skarb i nie pozwalała nikomu jej dotykać. Powiedziała, że zostawia ją na specjalną okazję.Tylko, że ona nigdy nie nadeszła.
 
Weszliśmy najpierw do Prady, spojrzałam na metki, faktycznie nic się nie zmieniło. Panie sprzedające w sklepie dziwnie na mnie spoglądały. Zauważyłam, że Justina nie ma obok mnie. Jedna z  nich podeszła do mnie.

- Przepraszam, ale nie sądzę by znalazła tu pani coś dla siebie, proszę opuścić sklep - wskazała ręką na drzwi.

Wiedziałam, że mimo wszystko zawsze będą traktować mnie jak wariatkę. Nie potrzebnie godziłam się na to wszystko, moje miejsce jest w szpitalu psychiatrycznym i właśnie tam powinnam teraz być. Nie pasuję do tego świata. Wyszłam za drzwi i czekałam na Justina.

-Co się stało, szukałem cię - powiedział kiedy mnie zobaczył.

- Nie pasuje tu. Moje miejsce jest w psychiatryku zawsze było, oni wszyscy maja mnie za dziwaczkę bo nią jestem, nie zrobisz ze mnie księżniczki - powiedziałam, a po moim policzku spłynęła łza. Justin podszedł do mnie otarł mi łzy i podniósł mi głowę, chciał żebym na niego spojrzała.

-Nie jesteś dziwaczką Mel, nie jesteś słyszysz, jesteś księżniczką bez względu na to jak wyglądasz czy co robisz. Jesteś lepsza od nich wszystkich, oni nie widzą nic o życiu,a ty wiesz, przeszłaś tak wiele, nie możesz się teraz poddać - kiedy to powiedział naprawdę zaczęłam mu ufać. Przypominał mi Alexa, był dobry dla mnie, nie mogłam tego spieprzyć.

Justin pociągnął mnie za rękę z powrotem do sklepu . Kiedy weszłam razem z nim nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu na  widoku ich min. Potraktowały mnie obrzydliwe zasłużyły na to.

- Dzień dobry - powiedział Justin, a ekspedientki momentalnie rzuciły się w jego kierunku.

- W czym możemy pomóc proszę pana, mamy idealne rzeczy dla państwa - mówiły równocześnie, przekrzykując się.

-Tak ? a ja słyszałem, że powiedziały panie mojej koleżance, że nie ma tu rzeczy dla niej ? - powiedział, a ja wciąż nie mogłam powstrzymać uśmiechu, bronił mnie i to było cudowne.

- Bardzo panią przepraszamy- powiedziały w moim kierunku - widocznie się pomyliłyśmy, proszę nam wybaczyć.

- W porządku, Justin odpowiedział za mnie. Mam zamiar wydać tu ogromną sumę pieniędzy, dlatego liczę, że obsłużycie tą panią najlepiej jak potraficie.

- Oczywiście, proszę za mną do przymierzalni - powiedziała i pociągnęła mnie ze sobą. Odwróciłam się i szepnęłam do Justina, że dziękuję.

Ekspedientki pokazywały mi kilkanaście różnych ubrań ; sukienek, spodni, bluzek, butów, torebek i dodatków. Nie wiedziałam co wybrać i na co się zdecydować. Dla mnie wszystko było równie piękne. Justin siedział na kanapie i co chwila zerkał w naszą stronę. Postanowiłam, że pokażę się mu i to on zadecyduje co powinnam wybrać. Na początku założyłam czarny kombinezon, sandały na wysokim obcasie i kapelusz. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się,ale widziałam, że nie było to coś co go zachwyciło. Następne co ubrałam to czarne rurki z wysokim stanem i krótką koszulę z ozdobnym kołnierzem, do tego wybrałam czarne buty. Tym razem strój widocznie bardziej mu się podobał dlatego postanowiłam, że głownie wybiorę rzeczy tego typu. Chociaż parę sukienek również postanowiłam kupić, szczególnie te obcisłe, które spodobały się Justinowi. Kiedy przymierzałam te rzeczy naprawdę zapomniałam o tych wszystkich przykrościach które mnie spotkały i coraz bardziej podobało mi się to życie. Justin miał rację im bardziej się przede mną otwierał tym bardziej podobało mi się to. Justin wydał ogromną ilość pieniędzy na moje ubrania.Wyszłam ze sklepu z dziesięcioma torbami, ubrana już w zupełnie inny strój. Kiedy szliśmy do samochodu popatrzyłam na wystawę Chanel, była na niej torebka. Identyczna jaką miała moja mama. Patrzyłam dość długo w jej kierunku, a wszystkie wspomnienia znów do mnie powróciły. Bum i znowu wszystko co dobre prysło.

 Kiedy wracaliśmy do domu było już późno, a na dworze zaczęło się ściemniać. Moje powieki robiły się coraz cięższe dlatego kiedy weszłam do mieszkania Justina od razu przebrałam się w piżamę, umyłam się i miałam ochotę zasnąć w jego moim ciepłym, miękkim łóżku. Zauważyłam, że on jeszcze siedział na kanapie w salonie. Poszłam w jego kierunku i usiadłam obok niego. Uśmiechnął się kiedy mnie zobaczył, ja również.

- Jesteś zmęczona - powiedział do mnie.

-Tak, ale noce bywają ciężkie - odpowiedziałam cicho.

-W razie czego zawsze masz mnie - jego słowa były takie kojące. Dokładnie wiedział co powiedzieć żebym poczuła się lepiej.

-Dziękuje, podeszłam do niego i przytuliłam go, na początku był nieco speszony,ale za chwilę odwzajemnił uścisk - dziękuję, że we mnie wierzysz i że się nie boisz, że mogłabym cię zawieść.Wstałam i poszłam w kierunku sypialni. Nie odwracałam  się już w jego kierunku tylko poszłam prosto do łóżka. Mam nadzieję, że dzisiaj będę śniła o nim . Teraz tylko on się dla mnie liczył .


I co o tym sądzicie ? Zakochają się w sobie i czy Mel przestanie myśleć o śmierci jak o zbawieniu. ?


xoxo Paulina



4 komentarze

  1. Oooo bardzo słodki i kochany jest Justin!!
    Mel uśmiechaj się więcej ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodki rozdział, ale nie za bardzo rozumiem, co twoje przecinki odpieprzają.
    Od kiedy to się spacje przed nimi stawia? Nie słyszałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny. Niech Justin kupi jej tę torebkę, chociaż, z drugiej strony: wszystkie wspomnienia wrócą. Btw, mogłabyś włączyć opcję widoku dla komórek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wyprzedziłaś rozdział do przodu :D Tak postaram się ale mam z tym mały problem , jakiś błąd techniczny spróbuję to naprawić ;)

      Usuń

Szablon by Devon