-Cześć Nate - powiedziałem
-No cześć stary, co tam ?
- Jesteś zajęty ? - spytałem z nadzieją ,że powie nie.
- Tak leżę na łóżku z moim dziwkami - powiedział sarkastycznie,wybuchnąłem śmiechem.
- Słuchaj mógłbyś mi sprawdzić czy trzeba mieć pozwolenie na wejście do szpitala psychiatrycznego, tego na Brooklinie.
- Jasne daj mi chwile. Czeka, mam nadzieję, że nie chodzi o ciebie nie ? - zapytał z sarkazmem w głosie.
- Ty sypiasz z dziwkami,a ja w szpitalu psychiatrycznym, nie ma wielkiej różnicy - powiedziałem i znów zaśmiałam się mu do telefonu.
- Okej,okej, daj sobie spokój. Sprawdziłem to już, nie musisz mieć wejściówki,ale tylko rodzina może zobaczyć się z pacjentami.
- Kurwa - powiedziałem i uderzyłem ręką o kierownicę. Nie wierzę, że jestem w drodze po nic.
- Ej stary jesteś Justinem Kingslayem nie ? myślisz, że cię nie wpuszczą. - powiedział.
- Dobra spróbuję, dzięki - powiedziałem i rozłączyłem się.
Dojechałem pod budynek szpitala, wyglądał jak więzienie, szary i obdrapany tynk. Nie było prawie okien tylko małe otwory. Paskudne miejsce, naprawdę współczuje tym ludziom. Kiedy wszedłem do środka było jeszcze gorzej, stare płytki wyrwane w wielu miejscach, białe zżółkłe już ściany i kraty , wszędzie kraty jakby ci ludzie nie byli chorzy tylko byli więźniami i mordercami. Najbardziej jednak przeraźliwe były krzyki. Pielęgniarki na korytarzu szarpały młodą dziewczynę, która krzyczała i błagała by ją puściły. Jedna z nich odwróciła się w moją stronę.
- Czy mogę panu w czymś pomóc ? - spytała oschle.
- Tak, chciałbym zobaczyć się z jedną z pacjentek - kiedy to powiedziałem, pielęgniarka wybuchła śmiechem.
- Naprawdę - zbadała mnie wzrokiem - nie wygląda mi pan na kogoś kto przejmuje się takimi ludźmi , ale skoro pan chce, nie liczyłabym jednak na wiele, to obłąkani ludzi, proszę kierować się do biura- wskazała ręką na pokój obok.
Poszedłem w tamtym kierunku. Skoro nawet pielęgniarki traktują tu tych ludzi jak wariatów to jak oni mają się czuć. To naprawdę okropne miejsce. Wszedłem do biura w którym siedział facet w średnik wieku w koszuli i krawacie, pił kawę i oglądał filmik w necie.
-Dzień dobry,jestem Justin Kingslay - przedstawiłem się.
-Dzień dobry, tak się składa, że pana kojarzę - powiedział uśmiechając się- czego pan u nas szuka ?
- Chciałbym zobaczyć się z jedną z pacjentek, Melani Waldorf - powiedziałem ostrzej, żeby wiedział jak bardzo mi na tym zależy.
-Obawiam się, że jeżeli nie jest pan członkiem rodziny nie będzie to możliwe.
- Proszę, naprawdę strasznie mi na tym zależy - powiedziałem tym razem biorąc go na litość.
- Rozumiem, kiedyś pracowałem z twoim ojcem, dawno, dawno temu, to dobry człowiek pomógł mi i mojej rodzinie. Myślę, że mógłbym zrobić dla ciebie wyjątek.
- Dziękuję panu bardzo - powiedziałem i uścisnąłem mu dłoń.
- Pielęgniarki pana zaprowadzą.
Melani's POV
Nienawidzę krzyków ludzi.
Trwają cały czas bez końca. Wydaje się, że kiedy zamkniesz oczy i zaśniesz skończą się, ale one nigdy nie cichną zawsze są z tobą.
Wstałam dzisiaj dużo później bo na dworze był już całkiem jasno, rzadko kiedy udaje mi się przespać noc, ale wczoraj wzięłam dwie tabletki na sen, które udało mi się zachować i dlatego spało mi się wyjątkowo dobrze.
Kolejna kreska na ścianie przypominała mi jak długo tu jestem i jak bardzo chcę odejść. Miałam sen dość piękny sen, śniłam o rodzicach. Byliśmy nad morzem, a woda obmywała nasze nagie stopy. Było bardzo gorąco, miałam na sobie tylko letnią białą sukienkę, a włosy leciały mi na twarz przez morski wiatr.Tata trzymał w ręku latawiec, biały latawiec z niebieskimi wzorami, mama podeszła do niego i pocałowała go w policzek, a on chwycił jej rękę. Ja siedziałam na piasku i patrzyłam na nich. Mama była taka piękna i delikatna, miała ciemną delikatną karnację i piwne oczy,a jej usta były lekko różowawe. Nie nosiła makijażu, a mimo to była przepiękna.Tata był jej przeciwieństwem, był bardzo wysoki i dobrze zbudowany, lubił nosić swoją ulubioną błękitną koszulę. Patrzyłam jak łapią się za ręce i wchodzą do morza, ja też chciałam, ale nie potrafiłam się ruszyć.Wtedy oni zniknęli,a ja się obudziłam. Strasznie mi ich brakuje.
Nagle zauważyłam, że kraty do celi mojego pokoju się otwierają. Pielęgniarka weszła, a za nią stał chłopak. Był strasznie przystojny, miał brązowe włosy i ciemne oczy, był dobrze zbudowany, ubrany w idealnie dopasowany granatowy garnitur i białą koszulę.
-Masz gości, ciesz się - powiedziała pielęgniarka, przewróciła oczami i odeszła dodając tylko :
- Jakby sprawiała problemy to krzycz - rzuciła do chłopaka i odeszła.
- Cześć jestem Justin Kingslay - wyciągnął do mnie rękę. Nie wiedziałam co robić, bałam się go, nie wiedziałam kim jest i co tu robi, zamiast odpowiedzieć szybko uścisnęłam jego dłoń.
-Nie musisz się mnie bać, obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy, chciałbym tylko z tobą porozmawiać, jeżeli będziesz chciała - powiedział to tak spokojnie, że zaufałam mu.Nie wiem jak to wyjaśnić ,ale widziałam w jegopięknych oczach, że nie jest tu po to by mnie skrzywdzić.
-Możemy porozmawiać - powiedziałam cicho.
-Mogę mówić do ciebie Melani ? - zapytał uśmiechając się.
-Po prostu Mel, możesz mówić do mnie Mel - wyszeptałam.
-Mel - uśmiechnął sięBoże jaki piękny uśmiech - Dlaczego tutaj jesteś, nie wyglądasz na osobę, która powinna być w takim miejscu - usiadł obok mnie na podłodze.
-Ty też nie - odpowiedziałam, a on się zaśmiał.
-Masz poczucie humoru jak na.. - zatrzymał się nagle.
-Dokończ, jak na osobę która jest obłąkana i zamknięta w szpitalu psychiatrycznym - udało mi się wykrztusić.
-Nie, miałem na myśli jak na osobę, która jest sama w takim okropnym miejscu.
-Miejsce nie ma dla mnie znaczenia, tak czy tak byłabym sama.
-Nie pasujesz tutaj, nie wyglądasz mi na osobę, która powinna być w takim miejscu. Widziałem twoje zdjęcie w gazecie i od razu wiedziałem.
- A potrafisz sprawić żebym tutaj nie siedziała ? - zaśmiałam się cicho,wiedziałam że kimkolwiek jest nie potrafi czynić cudów. A ja wcale nie chciałam stąd wychodzić, chciałam jedyniewolności śmierci. Chłopak wstał szybko i wyszedł z pokoju krzycząc do mnie jedynie, że zaraz wraca.
Justin's POV
Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy siedzącą w tej brudnej, śmierdzącej celi nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była przepiękna mimo warunków wokół niej. Mówiła do mnie tym cichym, zachrypniętym głosem jakby nie umiała wydusić z siebie głosu. Kiedy powiedziała, że mam mówić na nią Mel moje serce pękło, dosłownie tym jednym słowem sprawiła, że zachciało mi się ryczeć. Nie mogłem jej tak zostawić, nie tutaj, zasługiwała na lepsze życie i ja zamierzałem jej je dać. Poszedłem z powrotem do biura i zamknąłem za sobą drzwi.
- Chcę ją - powiedziałem do mężczyzny przede mną - Chcę ją stąd zabrać, nie może tutaj być to nie jest miejsce dla niej.
- Przykro mi, ale ona jest tutaj bo lekarze tak zdecydowali.To samobójczyni, ma zrujnowaną psychikę i to jest idealne miejsce dla niej.
Nie mogłem uwierzyć w to co mówi, nie była taka jak oni wszyscy, widziałem to w jej oczach, była wspaniała i pragnąłem zrobić wszystko żeby tylko ją stąd zabrać, nie ważne co by to było. Wyciągnąłem portfel i wyrzuciłem wszystkie pieniądze jakie miałem na jego biurko. Nosiłem duże sumy pieniędzy więc myślałem, że to wystarczy, nie byłem jednak pewien.
-Chłopcze nie mogę przyjąć tych pieniędzy - mimo tego widziałem, że je liczył.
-Mogę dopłacić, ile za nią chcesz,zrobię wszystko - powiedziałem najbardziej stanowczo jak potrafiłem.
-Te pieniądze przydałyby się na odbudowę szpitala - wziął pieniądze do ręki i widocznie się zastanawiał.
-Dam ci te pieniądze i oprócz tego zapłacę za całkowity remont tego miejsca - momentalnie podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Naprawdę aż tyle warta jest dla ciebie ta dziewczyna? - powiedział
- Wszystko dam żeby ją stąd zabrać - powiedziałem
-Dobrze, będziesz mógł ją zabrać, ale pamiętaj, że ona kilka razy próbowała się zabić, jeżeli zrobi sobie krzywdę, ty będziesz za nią odpowiadał - powiedział a ja przełknąłem głośno ślinę.
-Jasne poradzę sobie - powiedziałem szybko i pobiegłem w stronę jej pokoju.
Korytarzy był obrzydliwy śmierdziało zgnilizną i wszędzie było mnóstwo kurzu, widocznie nikt nie zawracał sobie głowy sprzątaniem.Wbiegłem do niej i złapałem ją za rękę. Widziałem po jej wyrazie oczu, że jest przestraszona i zdezorientowana. Szczerze mówiąc sam się tak czułem. Nie wiedziałem co właściwie chcę zrobić. Zabieram całkiem obcą dziewczynę ze szpitala psychiatrycznego i nie mam pojęcia co dalej robić. Wiem tylko, że zawsze miałem dziwne pomysły. Ten jednak wydawał mi się najlepszy.
-Masz gości, ciesz się - powiedziała pielęgniarka, przewróciła oczami i odeszła dodając tylko :
- Jakby sprawiała problemy to krzycz - rzuciła do chłopaka i odeszła.
- Cześć jestem Justin Kingslay - wyciągnął do mnie rękę. Nie wiedziałam co robić, bałam się go, nie wiedziałam kim jest i co tu robi, zamiast odpowiedzieć szybko uścisnęłam jego dłoń.
-Nie musisz się mnie bać, obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy, chciałbym tylko z tobą porozmawiać, jeżeli będziesz chciała - powiedział to tak spokojnie, że zaufałam mu.Nie wiem jak to wyjaśnić ,ale widziałam w jego
-Możemy porozmawiać - powiedziałam cicho.
-Mogę mówić do ciebie Melani ? - zapytał uśmiechając się.
-Po prostu Mel, możesz mówić do mnie Mel - wyszeptałam.
-Mel - uśmiechnął się
-Ty też nie - odpowiedziałam, a on się zaśmiał.
-Masz poczucie humoru jak na.. - zatrzymał się nagle.
-Dokończ, jak na osobę która jest obłąkana i zamknięta w szpitalu psychiatrycznym - udało mi się wykrztusić.
-Nie, miałem na myśli jak na osobę, która jest sama w takim okropnym miejscu.
-Miejsce nie ma dla mnie znaczenia, tak czy tak byłabym sama.
-Nie pasujesz tutaj, nie wyglądasz mi na osobę, która powinna być w takim miejscu. Widziałem twoje zdjęcie w gazecie i od razu wiedziałem.
- A potrafisz sprawić żebym tutaj nie siedziała ? - zaśmiałam się cicho,wiedziałam że kimkolwiek jest nie potrafi czynić cudów. A ja wcale nie chciałam stąd wychodzić, chciałam jedynie
Justin's POV
Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy siedzącą w tej brudnej, śmierdzącej celi nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była przepiękna mimo warunków wokół niej. Mówiła do mnie tym cichym, zachrypniętym głosem jakby nie umiała wydusić z siebie głosu. Kiedy powiedziała, że mam mówić na nią Mel moje serce pękło, dosłownie tym jednym słowem sprawiła, że zachciało mi się ryczeć. Nie mogłem jej tak zostawić, nie tutaj, zasługiwała na lepsze życie i ja zamierzałem jej je dać. Poszedłem z powrotem do biura i zamknąłem za sobą drzwi.
- Chcę ją - powiedziałem do mężczyzny przede mną - Chcę ją stąd zabrać, nie może tutaj być to nie jest miejsce dla niej.
- Przykro mi, ale ona jest tutaj bo lekarze tak zdecydowali.To samobójczyni, ma zrujnowaną psychikę i to jest idealne miejsce dla niej.
Nie mogłem uwierzyć w to co mówi, nie była taka jak oni wszyscy, widziałem to w jej oczach, była wspaniała i pragnąłem zrobić wszystko żeby tylko ją stąd zabrać, nie ważne co by to było. Wyciągnąłem portfel i wyrzuciłem wszystkie pieniądze jakie miałem na jego biurko. Nosiłem duże sumy pieniędzy więc myślałem, że to wystarczy, nie byłem jednak pewien.
-Chłopcze nie mogę przyjąć tych pieniędzy - mimo tego widziałem, że je liczył.
-Mogę dopłacić, ile za nią chcesz,zrobię wszystko - powiedziałem najbardziej stanowczo jak potrafiłem.
-Te pieniądze przydałyby się na odbudowę szpitala - wziął pieniądze do ręki i widocznie się zastanawiał.
-Dam ci te pieniądze i oprócz tego zapłacę za całkowity remont tego miejsca - momentalnie podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Naprawdę aż tyle warta jest dla ciebie ta dziewczyna? - powiedział
- Wszystko dam żeby ją stąd zabrać - powiedziałem
-Dobrze, będziesz mógł ją zabrać, ale pamiętaj, że ona kilka razy próbowała się zabić, jeżeli zrobi sobie krzywdę, ty będziesz za nią odpowiadał - powiedział a ja przełknąłem głośno ślinę.
-Jasne poradzę sobie - powiedziałem szybko i pobiegłem w stronę jej pokoju.
Korytarzy był obrzydliwy śmierdziało zgnilizną i wszędzie było mnóstwo kurzu, widocznie nikt nie zawracał sobie głowy sprzątaniem.Wbiegłem do niej i złapałem ją za rękę. Widziałem po jej wyrazie oczu, że jest przestraszona i zdezorientowana. Szczerze mówiąc sam się tak czułem. Nie wiedziałem co właściwie chcę zrobić. Zabieram całkiem obcą dziewczynę ze szpitala psychiatrycznego i nie mam pojęcia co dalej robić. Wiem tylko, że zawsze miałem dziwne pomysły. Ten jednak wydawał mi się najlepszy.
-Chodź zabieram cię stąd - powiedziałem z uśmiechem.
-Co, nie możesz, nie pozwolą ci ? - powiedziała wystraszona.
- Mam pozwolenie, chodź ze mną - pociągnąłem ją za rękę.
-Nie mam dokąd iść, nie mam nikogo na świecie, nie mam pieniędzy, nie mam nic, nie chcę stąd wychodzić - była wystraszona i smutna, nie ucieszyła się z tego ,ze chcę ją stąd zabrać.
-Mam mieszkanie i pieniądze, dużo pieniędzy, dam ci wszystko czego chcesz, obiecuję, tylko chodź ze mną - powiedziałem licząc, że chociaż to ją przekona.
-Dlaczego to robisz ? Nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz.
- A ty nie znasz mnie, a jednak musisz wiedzieć, że lubię pomagać ludziom i chce pomóc tobie tylko proszę zaufaj mi, jak będziesz chciała przywiozę cię z powrotem do szpital, daj sobie szansę - powiedziałem patrząc w jej piękne oczy.
-Dobrze - podała mi dłoń i poszła za mną w kierunku drzwi wyjściowych .
Na dworze padała lekka mżawka, bałem się, że zmoknie i poszedłem do auta po parasol, a kiedy się odwróciłem zobaczyłem ją jak wyciąga ręce przed siebie i patrzy w górę. Krople deszczu spływały po jej twarzy. Nie przeszkadzał jej to, tak długo siedziała w zamknięciu, że dla mniej było to coś wyjątkowego. Uśmiechnąłem się widząc ją, to było najlepsze co ostatnio widziałem. Dałem jej wolność ale myślę, że ona da mi coś równie wyjątkowego.
Myślę jednak że Justin i Mel nie mogli dłużej czekać, co myślicie ?
xoxo Paulina
Sporo błędów ale jest superświetnie!
OdpowiedzUsuń