środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 2

147 dzień piekła. Wciąż jestem żywa, mimo że tak pragnę wolności śmierci. Dzisiaj przyszedł czas na  cotygodniową kąpiel .Tak, pozwalają nam się kąpać tylko raz w tygodniu. Mamy cholerne pięć minut. Zwykle przychodzi po mnie strażnik w średnik wieku, równie obrzydliwy co doktor Richard tylko, że on jedynie stoi i patrzy jak woda obmywa moje nagie ciało. Tym razem zdziwiłam się kiedy zamiast niego zobaczyłam Alexa.

- Mel, przyszedłem po ciebie, twój strażnik jest chory więc go zastępuję- powiedział tak cicho, że ledwo mogłam dosłyszeć jego słowa. Mimo to strasznie się ucieszyłam, że będę miała chwilę żeby z nim porozmawiać - Musimy iść, nie masz wiele czasu.

Wstałam i poszłam razem z nim, oczywiście nie mogliśmy pozwolić sobie na zbyt dużo. Nikt nie mógł wiedzieć, że ze sobą rozmawiamy. Alex jedynie co jakiś czas odwracał się i zerkał na mnie pozwalając sobie na lekki uśmiech. Kiedy weszliśmy do łazienki,chociaż tak szczerze to pomieszczenie wcale nie przypominało łazienki. Był to jedynie wielki brudny korytarz z kilkoma starymi, śmierdzącymi pleśnią prysznicami. Nie było jeszcze nikogo, był to więc idealny moment na rozmowę.

- Alex - przytuliłam go - miło cię widzieć.

- Mel - odwzajemnił uścisk - co się stało wczoraj? dlaczego znów próbowałaś się zabić ? nie jesteś taka Mel, nie jesteś obłąkana, dlaczego znów to robisz ? nigdy cię nie wypuszczą jak będziesz się tak zachowywać - jego mina spoważniała.

- ale kiedy ja wcale nie chce wychodzić, po co miałabym ? nie mam nikogo na świece. Nie mam pieniędzy,a nie ma mowy żeby ktokolwiek dał mi pracę z taką reputacją ,co mam zrobić jak wyjdę i tak będę sama ,samotna bez rodziny,będą traktować mnie jak wariatkę - po policzku spłynęła mi łza, otarł ją swoją dłonią.

- Masz mnie Mel, nie pozwolę cię skrzywdzić, mogłabyś zamieszkać u mnie.

- Dlaczego to robisz Alex ? Dlaczego jesteś dla mnie taki miły ? - powiedziałam cicho, nie potrafiąc spojrzeć w jego prześliczne niebieskie oczy. Alex był piękny, po prostu piękny. 

- Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy widziałem w twoich oczach, że nie jesteś taka jak wszyscy. Poza tym usłyszałem jak mówisz do siebie, że nie chcesz być sama i że się nie boisz. To było takie piękne Mel, nie płakałaś przy tym, nigdy nie słyszałem jak płaczesz . Bo jesteś silna - złapał mnie za rękę.

- Nie jestem silna to tylko pozory  Alex ...

Wtedy do sali weszli inni strażnicy z pacjentami. Chciałabym żebyśmy mieli więcej czasu.Mogłabym mu tyle powiedzieć. Chociaż strasznie się mylił. Cholernie się boję. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, zimne kafelki pod stopami sprawiły, że poczułam nieprzyjemny chłód na ciele. Alex odwrócił się do mnie plecami, żebym się tak nie krępowała, ale wtedy podszedł do niego strażnik i złapał go mocno za bark.

- Nie wolno nam odwracać się kiedy pacjenci się kąpią, jeszcze zrobi sobie krzywdę i będziesz za to odpowiadał - powiedział surowo.

- Jasne - odpowiedział Alex i przewrócił oczami.

Puściłam wodę, która jak zwykle była lodowata. Mimo wszystko nie przeszkadzało mi to, po tylu dniach bez kąpieli wystarczyłaby mi szklanka wody do szczęścia. Alex stał przede mną i podniósł wzrok do góry żebym nie czuła się tak skrępowana.

- Patrz mi w oczy - szepnęłam.

A on to zrobił, spojrzał mi w oczy, a ja odwzajemniłam jego spojrzenie. Był cholernie przystojny, miał lekko zmierzwione ciemne, lekko kręcone włosy i niebieskie oczy. Najbardziej podobał mi się jednak jego uśmiech, kiedy co noc mówił mi dobranoc. Był dla mnie taki miły. Tak naprawdę tylko dzięki niemu jeszcze do końca nie zwariowałam.

-Wszyscy pacjenci muszą wracać do pokojów ! - rozległ się krzyk i woda przestała lecieć.

Wytarłam się szarą szmatą, która tutaj służyła za ręcznik i założyłam białą sukienko-piżamę. Alex zaprowadził mnie i zamknął drzwi. Uśmiechnął się do mnie i obiecał , że wróci wieczorem. czekałam na to
Znów zostałam sama 
Sama
Tylko ja i 4 ściany , 1532 cegły , 1 okno , 1 łóżko  i  drzwi, które dzielą mnie od wolności  świata.

Justin's POV

Kiedy się obudziłem zobaczyłem obok siebie śpiącą Leny. Przykryła ciało moją białą pościelą. Była piękna kiedy spała i kochała mnie, naprawdę cholernie mnie kochała. Każdy normalny facet oddałby życie za taką dziewczynę, tylko że ja nie jestem normalny.Próbowałem się w niej zakochać, ale ona nie jest dla mnie. Nie czuje przy niej nic oprócz chęci dotknięcia jej. Jest jak płatek śniegu, piękna, delikatna ale kiedy potrzymasz ją trochę dłużej rozpływa się. Właśnie tym dla mnie jest. Wstałem z łóżka i poszedłem pod prysznic. Zimny prysznic naprawdę był mi teraz potrzebny. Wytarłem się i obwiązałem ręcznik wobec pasa, kiedy wyszedłem zauważyłem, że już wstała.

-Dzień dobry - podeszła i dała mi buziaka w policzek, w jednej ręce trzymała jabłko, była ubrana w moją białą koszulę.

- Dzień dobry - powiedziałem i wyrwałem jej jabłko z ręki biorąc gryza. 

- Moglibyśmy coś zjeść, coś innego niż jabłko, podobno Wanderwoodsenowie urządzają brunch dzisiaj - powiedziała uśmiechając się. 

Wiedziałem, że będzie chciała tam pójść, w końcu ostatnio prawie wcale nie wychodzimy, a na tego typu imprezach dobrze jest się pokazać. Chociaż na myśl o tym, że mógłbym tam z nią pójść i słuchać rozmów nadętych bogaczy robiło mi się niedobrze. 

- Zobaczę czy zdążę się wyrobić i dam ci znać, okej ? - powiedziałem i widziałem po jej minie , że jest rozczarowana.

- Jasne 

Poszedłem do sypialni i ubrałem granatowy garnitur i białą koszulę. Leny podeszła do mnie i poprawiła mi kołnierzyk.

- Mmm garnitur z najnowszej kolekcji Armaniego, dobry wybór - powiedziała znów leżąc na moim łóżku. Szczerze wcale nie obchodziło mnie, skąd był ten garnitur miał być ładny i tyle.

- Śpieszę się, muszę iść do biura, ale najpierw podskoczę do rodziców, zostajesz ? - zapytałem z nadzieją, że jednak sobie pójdzie.

- Tak, daj mi klucze zamknę za sobą, mam jednak nadzieję, że dasz radę pójść na brunch - powiedziała. 

Tyle razy się rozstawaliśmy, a wciąż udajemy jakbyśmy byli szczęśliwą parą zakochanych. To przykre ,że wciąż muszę ją oszukiwać. Chociaż myślę, że ona wie. Wie o wszystkim, że jej nie kocham i że najchętniej już dawno bym ją zostawił. Mimo wszystko nigdy nie odeszła.Jest naprawdę wytrwała i za to ją podziwiam. Wyszedłem na dwór, była wiosna więc na dworze było całkiem ciepło. Wsiadłem do swojego mercedesa i pojechałem pod dom rodziców, którzy mieszkają całkiem blisko mnie. Nawet za blisko. Oni na Upper West side a ja na Upper East Side jedyną różnica jest oczywiście miejsce zamieszkania . Ja mam mieszkanie, a oni ogromny dom z ogrodem w którym wszystko, dosłownie wszystko jest warte tysiące albo miliony. Dla mnie to jedynie mieszkanie pełne niepotrzebnego  przepychu. 

- O kochanie, jesteś - mama zauważyła mnie kiedy wszedłem.

- Jestem, podobno macie dla mnie jakąś sprawę ? - powiedziałem.

- Tak siadaj, zaraz ci wszytko wyjaśnimy - usiadłem na czarnej skórzanej kanapie obok taty.

- A więc synku mamy pewien pomysł ...- kiedy mówiła sięgnąłem po lokalną gazetę leżącą na stole, na okładce była dziewczyna. Przepiękna dziewczyna, miała brązowe lekko pofalowane włosy i delikatną, jasną cerę.Była naturalna, ubrana w białą szpitalną piżamę. Pisali, że próbowała się zabić i uciec ze szpitala psychiatrycznego. Zdziwiłem się, nie wyglądała mi na wariatkę .Wręcz przeciwnie było w niej coś wyjątkowego i intrygującego. Melani Waldorf, skądś kojarzę to nazwisko.

- I co o tym myślisz ? - zapytała.Całkowicie się wyłączyłem i przestałem jej słuchać.

- Co ? przepraszam zamyśliłem się.

- Oh jak zwykle - przewróciła oczami-  spytałam czy nie oświadczyłbyś się Eleonor ? 

- Co ?! - prawie się przewróciłem słysząc to co powiedziała, jak niby mam oświadczyć się osobie, której wcale nie kocham i jak miałbym spędzić z nią resztę życia.

- Nie - uśmiechnąłem się najbardziej sarkastycznie jak potrafiłem.

- Synu, ale dlaczego, to piękna młoda kobieta z bardzo dobrego domu - tata odezwał się reagując na moją odpowiedź wobec mamy.

- Nie kocham jej - krzyknąłem

- Na miłość przyjdzie czas, jak będziecie zaręczeni zakochacie się od razu - nie wierzę w to co właśnie powiedziała, dla nich liczyły się jedynie pieniądze, a nasz związek przyniósłby ogromne korzyści.Tylko czy pomyśleli o mnie, czy ja byłbym wtedy szczęśliwy.

- Przemyśle to - powiedziałem

- Ohh to świetnie synu, dałbym ci mój pierścionek zaręczynowy, który dostałam od babci. Jest z diamentem.

- Powiedziałem, że się zastanowię, nie powiedziałem, że się zgadzam.

Znowu usiadłem na kanapie i nalałem sobie szklankę wody, którą wybiłem jednym duszkiem. Wciąż myślałem o dziewczynie z gazety i o tym, że skądś ją znam. Tylko nie wiedziałem skąd.

- Tato znasz tę dziewczynę ? - zapytałem podając mu gazetę .

- Ohh - zrobił dziwny wyraz twarzy gdy na nią spojrzał, jakby sam coś wiedział - nie, nie znam, to pewnie jakaś wariatka, nie warto się przejmować takimi ludźmi - wziął gazetę i wyrzucił do kosza.

- Tak, a mi się wydaję ,że skądś ją znam. To nazwisko też już kiedyś słyszałem- powiedziałem

- Nie sądzę żebyś znał

- Tato - spytałem ostrzej, wiedząc, że mnie oszukuje ? 

- No dobra, coś nie coś słyszałem. Kilka lat temu było o tym głośno we wszystkich mediach . Jej rodzice zginęli.Rodzina wariatów. Tylko ta mała została, podobno kilka razy próbowała się zabić dlatego trzymają ją teraz w tym psychiatryku . 

- Jak zginęli ? 

- Kto ?

- Jej rodzice ? 

- Sam nie wiem,ojciec chyba się zastrzelił, a mama skoczyła z okna, albo na odwrót, nie wiem synu. 

- Jack - mama zawołała tatę z kuchni.

- Przepraszam synu - poszedł do mamy, słyszałem jak się kłócili, ale dlaczego, co takiego kryje w sobie ta dziewczyna. Musiała naprawdę wiele przejść, a teraz zamknęli ją w szpitalu.To straszne nikt nie powinien tego przechodzić.

- Będę leciał do biura - krzyknąłem i wyszedłem, a mama wybiegła za mną z domu. 

- Kochanie zapomnij o tej dziewczynie  - zdziwiło mnie to co powiedziała mama .

- Dlaczego miałbym o tym zapominać, przecież nie znacie jej, prawda ? 

- Ohh oczywiście, że nie znamy, ale nie chcę żebyś przejmował się jakimiś głupimi rzeczami - obiecaj mi, że to zostawisz .

-Obiecuję - powiedziałem i wsiadłem do auta . Ani trochę im nie wierzyłem, na pewno coś ukrywali tylko co, kim do cholery jesteś Melani Waldorf.

Pojechałem prosto do biura. Zatrzymując się jedynie po kawę do Starbucksa. W Emperial jak zwykle było pełno ludzi, którzy prawie kłaniali mi się kiedy wchodziłem. W końcu kiedyś będę ich szefem, boją się, że mogliby stracić posadę.Nienawidzę kiedy ktoś się przede mną płaszczy. Usiadłem za biurkiem w moim gabinecie, który znajdował się na najwyższym piętrze, ściana za mną była cała oszklona. Było widać cały Nowy Jork z góry. Włączyłem komputer i postanowiłem poszperać nieco o dziewczynie z gazety, tak wiem ,że obiecałem mamie, że tego nie zrobię, ale moja ciekawość była zbyt duża. Wygooglowałem Melani Waldorf i ku zdziwieniu wyskoczyło mi całkiem sporo stron na jej temat. Kliknąłem pierwszą. 

Melni Waldorf  : czternastoletnia dziewczynka, która traci rodziców.

Straszna rodzinna tragedia, dziewczynka zostaje sama.


Na każdej stronie pisało, to samo co mówił mi wcześniej tata. Tylko tyle biedna osierocona dziewczyna. Tylko jedna informacja zdołała mnie zaciekawić.Napisali, że prawdopodobnie śmierć jej rodziców nie była przypadkiem, a ktoś sprawił by tak wyglądało. Podobno jak moi, jej rodzice byli właścicielami jakiejś wielkiej firmy, która z niejasnych powodów zaczęła bankrutować, a oni byli zadłużeni na kilka milionów dolarów. Napisali jednak, że żadna z tych informacji nigdy nie została potwierdzona,a śmierć uznali za samobójstwa.Chyba tylko oni wiedzą co jest prawdą, albo ona chociaż miała wtedy 14 lat, co takiego mogła wiedzieć i rozumieć. Usłyszałem dźwięk sms. 

Za 15 minut zaczyna się brunch , co zdecydowałeś ? 

Leny 


Przez tą całą historię całkowicie zapomniałem o brunchu. W sumie i tak nie mam nic do roboty. Napisałem jej, że widzimy się na miejscu i wyszedłem z biura. Kiedy dotarłem na miejsce jak zwykle zauważyłem znajome twarze bogatych miliarderów z Manhatanu, gratulowali sobie tego, że są panami świata, a wśród nich siedziała szczęśliwa Eleonor. Ubrana była w białą sukienkę z koronki i wysokie złote szpilki. Podszedłem do niej i przywitałem się.

- O kochanie jesteś- znów graliśmy zakochanych - zjemy coś - powiedziała obejmując mnie ? 

- Tak - umierałem z głodu, nie zdążyłem nic zjeść.

Na tego typu imprezach możesz zjeść wszystko co nadaje się na śniadanie. Naleśniki, jajka w każdej postaci, bekon,owoce, jogurty i inne tego typu. Ja wybrałem omleta. Usiedliśmy razem z Mattewsami, właścicielami korporacji, opowiadali jak o mały włos nie stracili miliona dolarów. 

- Ekscytujące- powiedziałem i wziąłem duży łyk soku pomarańczowego.Nie miałem humoru na rozmyślanie o tego typu beznadziejnych sprawach, które dla mnie nie miały znaczenia. Nie teraz kiedy dowiedziałem się o tej dziewczynie i o tym ile przeszła. Czym przy tym jest utrata miliona dolarów. Niczym

Nie wiem dlaczego, ani co przyszło mi do głowy, ale postanowiłem ją odszukać.



Robi się coraz ciekawiej ? Co myślicie , jak będzie wyglądało ich spotkanie i czy Justin powinien oświadczyć się Eleonor ? Zostawcie po sobie jakiś ślad.

xoxo Paulina

1 komentarz

  1. wydaje mi sie ze rodzice justina maja cos wspólnego ze śmiercią rodziny Melani ale czytam dalej narazie zapowiada sie super :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Devon