Wyszliśmy cali mokrzy i wykończeni z basenu. Mogę powiedzieć,że nareszcie nauczyłam się pływać. Jazmyn nauczyła mnie jak pływa się żabką i nawet nie zajęło mi to aż tak sporo czasu. Poszłam pod prysznic żeby zmyć z siebie zapach chloru. Woda lekko obmywała moje ciało a zapach wanilii roznosił się po całej łazience. Dokładnie się wyszorowałam i umyłam włosy. Wyszłam z pod prysznica i dokładnie rozczesałam włosy lekko je zakręcając. Mogę być z siebie dumna bo odkąd wyszłam ze szpitala nauczyłam się naprawdę wielu rzeczy między innymi jak poprawnie używać lokówki czy prostownicy. Wysuszyłam włosy bo za chwilę mięliśmy iść do louvra. Założyłam szlafrok i zajrzałam do szafy. Nie miałam pojęcia w co się ubrać bo na razie było upalnie ale zbliżał się wieczór. Wybrałam czarny kombinezon ze złotym zamkiem i czarne sandałki wiązane z przodu do tego zabrałam ze sobą czarne okulary przeciwsłoneczne. Zbiegłam na dół i zauważyłam,że wszyscy już na mnie czekają. Justin miał na sobie białe szorty do kolan i błękitną koszulę. Wyglądał naprawdę słodko.
-Idziemy ? - zapytał i złapał mnie za rękę.
Wyszliśmy przed dom i poszliśmy wąską uliczką w kierunku muzeum.Z tego co mówił Justin było bardzo blisko naszego domu. Dzieci były tam wiele razy, Justin również więc dla nich była to tylko powtórka z rozrywki ja zawsze chciałam zobaczyć ten słynny obraz więc byłam strasznie podekscytowana. Przeszliśmy bogatą dzielnicą w której były takie sklepy jak Chanel czy Prada ja również miałam na sobie kombinezon właśnie z Prady. Dwie młode azjatki ubrane w eleganckie czarne ubrania wyszły z Gucciego z małymi torebkami w ręku i uśmiechnęły się do Justina. Był przystojny dlatego dziewczyny tak na niego reagowały. Jedna z nich spojrzała na mnie kiedy wzięłam mojego chłopaka za rękę. Odwróciły głowę i poszły w swoim kierunku. Był mój i czułam się zazdrosna kiedy inne dziewczyny się na niego gapiły.
-Ktoś tu jest zazdrosny - powiedział z tym swoim figlarnym uśmieszkiem.
-Wcale nie - szturchnęłam go w ramię.
-Tak to dlaczego tak mocno ścisnęłaś dłoń kiedy te laski się do mnie uśmiechnęły - drażnił się ze mną.
-Justin, jesteś okropny ! - puściłam jego dłoń i odeszłam kawałek dalej.
Justin podszedł do mnie i objął mnie w pasie przyciągając do siebie.
-Daj spokój skarbie tylko się z tobą drażniłem - powiedział i zaczął całować moją szyję.
Wykręcałam się pod jego dotykiem bo sprawiał,że dostawałam gilgotek kiedy drażnił moją szyję. Obrócił mnie i mocno pocałował. Objęłam dłońmi jego włosy, mierzwiąc mu grzywkę. Złapał moje dłonie i położył sobie na biodrach. Oderwałam się od niego.
-Chyba nie chcesz spóźnić się do muzeum,prawda kochanie ? - teraz to ja próbowałam się z nim drażnić.
-Muzeum może poczekać - znów mnie objął całując.
Nie odwzajemniłam pocałunku , wykrzywiając usta. Uszczypnął mnie w tyłek powodując,że krzyknęłam a on mógł spokojnie mnie pocałować.
-Co to było ?! - znów szturchnęłam go w ramię.
-Zawsze dostaje czego chcę - wzruszył ramionami z figlarnym uśmiechem - chyba nie chcesz spóźnić się do muzeum, prawda kochanie ? - powtarzał moje słowa.
Stanęłam osłupiała i patrzyłam jak wyciąga do mnie rękę śmiejąc się. Byłam na niego wściekła ale za bardzo go kochałam,żeby się na niego gniewać. Chwyciłam jego dłoń i poszliśmy dalej przed siebie. Wyszliśmy z bogatej dzielnicy i teraz szliśmy po prostu zwykłymi wąskimi uliczkami które były prześliczne i miały w sobie ten Paryski klimat. Justin zatrzymał się i zaczął robić zdjęcia mi i dzieciom.Wygłupialiśmy się robiąc śmieszne miny i pozy. Justin podał telefon Jaxonowi i teraz to on robił zdjęci mi i Justinowi.
-Wyglądacie jak para dziwaków - Jaxon śmiał się oglądając nasze zdjęcia - Wcale nie umiecie pozować przyłóżcie się.
Justin z zaskoczenia chwycił mnie i wziął na ręce. Zaczęłam się śmiać kiedy zaczął mną podrzucać i obracać. Ludzie którzy przechodzili obok nas patrzyli się na nas i nie potrafili powstrzymać śmiechu. Naprawdę musieliśmy wyglądać dziwnie.
-Teraz lepiej - powiedział Jaxon tym swoim słodkim głosem.
Justin odłożył mnie na ziemię. Byliśmy tylko jeden zakręt od louvra więc zrobiliśmy parę kroków i już zobaczyłam przed sobą ten znany budynek. Podeszliśmy bliżej Justin dał panu przy bramkach nasze bilety żebyśmy mogli spokojnie wejść. W środku było mnóstwo turystów oglądających stare przedmioty. Pewnie większość z nich kosztuje więcej niż moje życie poprawka na pewno kosztują dwa moje życia. Justin zaprowadził mnie do mumi ,która zrobiła mnie bardzo fajne wrażenie. Było tam mnóstwo obrazów, pomników i staroci. Wreszcie dopchaliśmy się pod obraz Mony Lisy,który był najbardziej oblegany.
-Dalej nie wiadomo czy to kobieta czy mężczyzna - Justin szepnął mi do ucha.
-Jest brzydki - Jaxon powiedział bardzo głośno i skrzywił się.
Justin zatkał mu usta. Zaczęłam się śmiać kiedy zdałam sobie sprawę ile osób spojrzało w jego kierunku. Ten obraz wart jest miliony dolarów a dla takiego słodkiego dzieciaka jest brzydki. Ja nie znam się na sztuce ale muszę przyznać,że ten obraz jest w pewien sposób ciekawy szczególnie przez to ,że ukazuje on osobę o dwóch płciach.
-Obstawiam mężczyznę - szepnęłam do Justina i poszłam dalej.
Oglądałam obrazy kiedy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się myśląc,że to Justin ale zdziwiło mnie kiedy zobaczyłam przed sobą całkowicie obcego mężczyznę w eleganckim garniturze. Szczerze wyglądał trochę jak włoch przez tą swoją ciemną karnację i czarne włosy zaczesane do tyłu.
-Przepraszam nazywam się Jack Archibald - podał mi dłoń.
-Melani Waldorf , w czym mogę panu pomóc ? - zapytałam odwzajemniając uścisk.
-Jestem menadżerem agencji modelek i modeli AsParis zauważyłem panią i dostrzegłem w pani olbrzymi potencjał. Nadawał by się pani na modelkę.
Zszokowało mnie to co powiedział i za bardzo nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zauważyłam,że Justin podszedł i stanął obok mnie obejmując mnie ramieniem.
-Jakiś problem kochanie ? - zapytał.
-Nie pan jest z agencji modelek i powiedział ,że nadawałabym się do tego zawodu - powiedziałam wskazując na niego ręką.
-Tak zostawię wizytówkę. Gdyby chciała pani wziąć udział w sesji i zostać jedną z naszych modelek proszę zadzwonić - wyciągnął dłoń i podał mi wizytówkę.
-Dziękuję - powiedziałam a facet w garniturze odszedł. Spojrzałam na Justina,który był tak samo zdziwiony co ja.
-Uwierzysz w to ? - zapytałam cicho się śmiejąc.
-Jasne przecież jesteś śliczna - powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Ale ja modelką ? - stanęłam osłupiała i patrzyłam się w wizytówkę.
-Byłabyś sto razy lepsza od tych wszystkich modelek.
-Mówisz tak bo mnie kochasz - posłałam mu uśmiech.
-Tak również dlatego ale ten facet też tak uważa a przecież nie jest w tobie zakochany. Zamierzasz zadzwonić ? -zapytał
-Nie wiem sama a powinnam ?
-To twój wybór skarbie ja będę cię wspierał we wszystkim co zrobisz - powiedział i chwycił moją dłoń.
-Muszę to przemyśleć - powiedziałam i pociągnęłam go ze sobą w stronę innej wystawy.
Jazmyn podbiegła do nas z wystraszoną miną. Justin złapał ją wyraźnie zmartwiony.
-Nie wiem gdzie jest Jaxon ! - powiedziała zdyszana.
-Jak to przecież był z tobą - Justin krzyknął ale zaraz obniżył ton głosu żeby jej nie przestraszyć.
-Spokojnie - powiedziałam do nich - Gdzie widziałaś go ostatnio.
-Oglądaliśmy jeszcze raz mumie a kiedy się odwróciłam nie było go obok mnie wystraszyłam się i przybiegłam do was.
-Dobra rozdzielmy się ja idę do mumi, Jazyn pójdziesz tam na lewo dobrze masz telefon prawda ?
Jazym kiwnęła głową i poleciała w swoją stronę.
-Ja rozejrzę się w około - powiedziałam i również pobiegłam w swoim kierunku.
Rozglądałam się dookoła i krzyczałam imię Jaxona na tyle głośno żeby mógł mnie usłyszeć. Wokół było mnóstwo ludzi i wycieczek a on był taki malutki. Martwiłam się ,że siedzi teraz gdzieś sam i boi się. Gdzie mógł pójść Jaxon i się boi myślałamo tym co lubił lub co ja bym zrobiła gdybym się zgubiła. Obleciałam muzeum cztery razy dookoła i ani śladu po nim.Justin również nie dzwonił więc pewnie też jeszcze go nie znalazł. Wyszłam na zewnątrz i znów zaczęłam się rozglądać. Świetnie,jeszcze więcej ludzi. Przebiłam się przez tłum i znów biegałam w koło szukając go. W trakcie biegu usłyszałam trzask i zauważyłam,że mój obcas całkowicie pęk. Nie dość,że nie znalazłam Jaxona to jeszcze to. Doszłam do schodków z dala od tłumu ludzi i usiadłam na nim. Zdjęłam buta i oceniłam szkody. But był do wyrzucenia bo obcas pęk całkowicie. Oparłam głowę na kolanach bliska płaczu.
-Co jest ? - usłyszałam znajomy głos.
Oderwałam się od ziemi i złapałam go przyciągając mocno do siebie.
-Jaxon ! Gdzie ty byłeś ? - krzyknęła ucieszona.
-Udusisz mnie jak będziesz mnie tak przytulać i mojego loda też - powiedział i wyrwał się z mojego uścisku.
Zauważyłam,że trzymał w dłoni waniliowego loda kręconego ,którego lizał co chwilę uśmiechając się.
-Gdzie byłeś,wszędzie cię szukaliśmy ? -zapytałam ponownie.
-Zgłodniałem i poszedłem na lody - wzruszył ramionami i kontynuował jedzenie.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zapisałam sms do Justina.
Do: Justin
Jest ze mną na zewnątrz, siedzimy na schodkach pod fontanną.
Napisałam i po paru sekundach Justin i Jazmyn wbiegli do nas rzucając się na Jaxona.
-Co to jakiś dzień Jaxona czy co ? - powiedział zdziwiony.
-Martwiliśmy się - Justin zmierzwił mu włosy.
-Tylko zgłodniałem - powiedział a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Cały ty - Justin wziął go na ręce mocniej przytulając.
-Mamy mały problem - powiedziałam wyrywając ich z uścisku.
Wzięłam but do góry i pokazałam im go.
-Chyba musiałaś nieźle biegać - Justin zaśmiał się biorąc buta do ręki.
-To nie jest śmieszne jak ma teraz zwiedzać ! - powiedziałam patrząc na niego.
-Jesteśmy w Paryżu to co chwilę są jakieś sklepy zaraz kupimy ci jakieś buty - powiedział i podał mi rękę - ale na razie będziesz musiała poradzić sobie bez nich.
Zdjęłam drugi but i podałam go Justinowi a on wrzucił oba sandałki do kosza. Szkoda mi było tych butów bo naprawdę je lubiłam i chodziłam w nich bardzo często.
-Ej to tylko buty nie rozpłacz mi się tu - powiedział z sarkazmem i tym swoim przebiegłym uśmiechem.
Przewróciłam oczami na co dzieci się zaśmiały .
-Lubiłam te buty - powiedziałam
-Kobiety - teraz to on przewrócił oczami.
Poszliśmy w kierunku pierwszego sklepu w którym mieli buty. Szłam na boso i przeskakiwałam każdą czekającą na mnie przeszkodę. Justin brał mnie na ręce i przenosił kiedy musieliśmy zejść na kamienie. Kiedy weszliśmy do sklepu pani ubrana w elegancki damski garnitur spojrzała na mnie i obejrzała mnie całą wzrokiem.
-Dzień dobry witamy a Jimmy Choo w czym mogę pomóc ? - zapytała znad okularów.
-Mieliśmy mały wypadek z butami i szukamy czegoś pasującego do jej stroju i wygodnego - powiedział Justin i wskazał na mnie ręką.
-Tak proszę usiąść zaraz coś dla państwa znajdę - powiedziała i poszła w kierunku półek z butami.
Usiedliśmy wygodnie na skórzanej kanapie. Włożyłam pierwsze buty jakie przyniosła były to sandałki na grubym obcasie z wielką złota kokardą. Włożyłam je na nogę ale wydawały mi się zbyt ordynarne. Justin pokiwał przecząco głową zgadzając się ze mną. Kolejne buty które przymierzyłam to czarne szpilki ze złotym obcasem. Były przecudowne. Wstałam i przeszłam się po sklepie spoglądając na Justina.
-Wyglądają ładnie ale nie zajdziesz w nich daleko - powiedział patrząc na mnie.
Miał rację nie nadawały się na zwiedzanie. Mimo to były piękne i naprawdę chciałabym móc je mieć w swojej szafie. Justin widocznie to zauważył.
-To nie znaczy,że nie możemy ich kupić - powiedział a ja rzuciłam się na niego i przytuliłam go.
Pani przyniosła kolejne buty,które były niemalże identyczne do tych które miałam na sobie. Przymierzyłam je i zdecydowałam,że są idealne. Justin podszedł do kasy i zapłacił za obie pary. Wyszliśmy ze sklepu spojrzałam na znak byliśmy na rue cambon 31. Moja mama zawsze marzyła żeby tu pojechać. Znajdował się tu pierwszy sklep Chanel a ona była zakochana w tej marce. Powiedziała,że kiedyś mnie tam zabierze i będziemy chodzić obładowane torbami zakupów.Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Wszystko w porządku - Justin wyrwał mnie z zadumy.
-Tak tylko na tej ulicy jest pierwszy sklep Chanel moja mama marzyła żeby tu pojechać i obiecała,że mnie tu zabierze całkowicie o tym zapomniałam dopóki nie zauważyłam tego znaku - powiedziałam i wskazałam na niego ręką.
-Możemy tam pójść słyszałem,że jest tam muzeum - zapytał
-Tak bardzo chciałabym to zobaczyć - ucieszyłam się,że sam to zaproponował.
Weszliśmy do budynku,który wyglądał jak sklep ale w środku znajdowało się muzeum Coco Chanel. Justin kupił bilety i weszliśmy do środka podziwiając to co się tam znajdowało. Było tam mnóstwo jej starych projektów, ubrań i słynne schody o których opowiadała mi mama. Byłam zaskoczona jak wszystko tutaj wyglądało. Dokładnie tak jak jej ubrania prosto ale niesamowicie. Moja mama byłaby zachwycona,gdyby tutaj była. Wiele bym dała żeby tutaj z nią przyjechać. Justin kupił mi książkę o niej i kilka drobiazgów.Spakowaliśmy je i opuściliśmy muzeum. Justin był trochę znudzony bo mimo tego,że miał świetny styl to wcale nie interesowało go kto to zaprojektował dla niego ubrania miały być po prostu ładne i wygodne. Dzieci nie weszły do muzem więc Justin wykupił im plac zabaw na kilka godzin na końcu ulicy. Szliśmy w ich kierunku. Naprzeciwko nas szli mężczyzna z kobietą trzymający się za ręce. Uniosłam głowę i spojrzałam na kobietę. Patrzyła na mnie.
-Melani ?
Wyglądała jak moja mama.
Mamy nowy rozdział ! przepraszam,że wczoraj się nie pojawił ale miałam bardzo dużo obowiązków.
Czy to możliwe żeby Mel spotkała swoją mamę która podobno zginęła w wypadku ?
Prosiliście żebym pisała o której pojawi się nowy rozdział więc od razu mówię,że jutro pojawi się około 19 na blogu.Zapraszam wszystkich fanów deliri of hope.
Oficjalny trailer (klik )
instagram :paulinaborek
twitter : PMBorek
xoxo Paulina
Ojej jaki cudowny! Kocham twój blog!!!
OdpowiedzUsuńZajrzysz do mnie? Zaczęłam pisać, nie wiem czy kontynuować http://hello-my-hell.blogspot.com/
Na samym dole jest opis.
PS twoje opowiadanie jest najlepsze jakie czytałam i TO MUSI BYĆ MAMA MEL!
Jakbym ja zobaczyła mamę po tylu latach rzuciłabym się na nią przytulając!